„ULICE WOLNOŚCI” I OKOLICE
gościnnie Teatr "Reduta Śląska"
Pokażemy spektakl Roberta Talarczyka, zagrany przez aktorów z chorzowskiego Teatru „Reduta Śląska”. Gościć na scenie będziemy także Piotra Zaczkowskiego – autora scenariusza tego niezwykłego widowiska, przygotowanego z ogromnym rozmachem, z piękną scenografią i niezwykłym finałem taneczno-muzycznym.
Czy to jest opowieść tylko o Chorzowie? Tylko o „Wolce”, głównej arterii handlowej tego miasta? Tylko o jej mieszkańcach – dawnych i współczesnych? A może rozpoznacie w tej poetyckiej historii także losy swoje i swoich bliskich?
tekst: Piotr Zaczkowski
muzyka: Miuosh
reżyseria: Robert Talarczyk
scenografia i kostiumy: Ewa Satalecka, Natalia Łajszczak, Maciej Połczyński
ruch sceniczny: Barbara Ducka
występują: aktorzy Teatru „Reduta Śląska”
Piotr Zaczkowski, fragmenty eseju wspomnieniowego, zatytułowanego „Ulice wolności” (cytat za: kwartalnik „Fabryka Silesia”, nr 19/2018):
„W 20. i 30. latach ubiegłego wieku na dużym i jeszcze pustym placu naprzeciwko kościoła, po drugiej stronie ulicy Wolności, tam gdzie dzisiaj stoją wieżowce, rozkładał się lunapark. Dziadek Piotrek zauważył na karuzeli ładną dziewczynę i nie uszło jego uwagi, o co było łatwo, bo w wirowaniu podnosiła się nieskromnie, zalotnie sukienka, że ta dziewczyna nosi czystą halkę (a może majtki, ale K. jest przekonana, że odsłoniła się halka). Tą dziewczyną była babcia Józia. Gruszki są bardzo czyste, mówi K., kojarząc nieco przewrotnie rodowe skłonności z panieńskim nazwiskiem swoim i mojej mamy. W kamienicy pod numerem 56 osiedlili się wszyscy dopiero po wojnie. Wcześniej dziadek był patriotą i nie chciał przyjąć listy, i się ukrywał, i nawet na początku odnowionej Polski wstąpił do milicji, ale chociaż się szybko wypisał, to i tak przydzielono mu nowe, wygodne mieszkanie. Nigdy nie pytałem, kto żył w nim wcześniej i dokąd się wyprowadził. Nie wiedziałem, czy po pokojach biegały dzieci, co zdjęto ze ściany i czego nie zdążono zabrać z komórki, której niewielkie okno wychodziło na podwórze. Na tym podwórzu, a może na innych placach, bawiły się K. i moja mama. Gdy wracały do domu, już w drzwiach dziadek Piotrek sprawdzał, czy nie ubrudziły rąk”.
zdjęcia: Arkadiusz Ławrywianiec